Miliony motywacyjnych cytatów usiłują nam wmówić, że przy ogromie determinacji osiągniemy wszystko. Skutek? Nastawiamy się na szybkie rezultaty. Otoczenie oczekuje więcej niż my same, a nam pojawiają się wyrzuty sumienia, bo “kobiecie z reklamy klubu sportowego wychodzi to lepiej”.

Rozpiska od dietetyka jest bardzo czasochłonna i wystarcza nam motywacji jedynie na tydzień przygotowywania ustalonych posiłków. Zamówiony catering nie spowodował spodziewanego cudu. Na ekranie monitora wyskakują kolejne zdjęcia szczupłych kobiet i w głowie pojawia się ponowna myśl „a może nowa dieta będzie inna?”. Czasem udaje się zrzucić kilka kilogramów, jednak jednocześnie pojawia się strach, że zaraz zaatakuje nas efekt jo-jo.

MOJA HISTORIA

Doświadczyłam tego wszystkiego. Byłam dzieckiem o przeciętnej sylwetce. Ani chudym, ani też przy kości, choć babcia bardzo dbała o to, by mi dogadzać każdego dnia. Uwielbiałam, gdy przychodziła rano i przynosiła codziennie świeżą drożdżówkę, którą z dziką przyjemnością zapijałam butelką słodkiej, pełnotłustej śmietanki…
W 8. klasie podstawówki zakochałam się bezgranicznie w jeździectwie konnym. Codziennie po lekcjach wsiadałam w autobus, by do wieczora ciężko pracować przy koniach i mieć dzięki temu możliwość trenowania. Cudowny czas! Mogłam wszystko – zwłaszcza jeść. Mając 175 cm wzrostu, wtedy przy wadze 58 kg. Batony były moim głównym posiłkiem – szybko, pod ręką i wystarczająco by zaspokoi głód. Któregoś dnia podczas zawodów konnych, przez głupotę, spadłam z konia na beton. Ukruszyła się kość ogonowa, potworny ból. Nie przyznałam się trenerowi i dokończyłam zawody, ale na kilka miesięcy wypadłam z obiegu. Głównie leżenie, wyjście do szkoły i zero dodatkowego ruchu. Przyzwyczajenie do zjadania batonów i drożdżówek rosło… Nie zdążyłam się zorientować, gdy przytyłam ok. 20-25 kg.

NASTOLATKA

Miałam 16 lat. Jak każda nastolatka chciałam się podobać i z koleżankami zaczęłyśmy się odchudzać. Wypróbowałam chyba wszystkie możliwe na tamten czas diety. Nie działały. Mój apetyt po każdej kolejnej był niepohamowany. Mama chciała mi pomóc i stała na straży lodówki. Jak tylko mnie przy niej przyłapała, krzyczała z drugiego pokoju: “widzę to, że znowu Ci pupa z lodówki wystaje”. Myślicie, że zadziałało… oczywiście, że nie. Żeby mieć święty spokój, zaczęłam podjadać w nocy, jak wszyscy spali. Było tylko gorzej. Na ratunek przyszedł mi kolega, który zaproponował dołączenie do kursu na ratownika. Zawsze lubiłam pływa
, a tusza w tym nie przeszkadzała, więc się ucieszyłam. Intensywne treningi przyniosły efekt. Schudłam 20 kg przed wakacjami. Po wakacjach wróciły i tak było jeszcze 2 razy, kiedy na wiosnę robiłam kolejny stopień ratownika. Chudłam, a po wakacjach poprzednia waga wracała. Nie rozumiałam skąd bierze się mniej więcej 20 kg różnicy co sezon.

SZUKAŁAM ROZWIĄZANIA

Dzisiaj odpowiedź jest dla mnie oczywista. Nie zmieniłam swoich nawyków żywieniowych. Ruch fizyczny to 20% sukcesu, a 80% to właściwe jedzenie. Robiłam tylko te 20% , żeby zgubić kilogramy. Nie włożyłam w to ani procenta wysiłku więcej, więc musiałam zapłacić cenę, jaką jest efekt jojo. Zawsze wraca. Na studiach znów udało mi się schudnąć. Przede wszystkim nie jedząc: sesje, ograniczone fundusze, a lepiej wydać na ciuszki niż na jedzenie. Ale nie potrafiłam utrzymać wagi. Organizm robił wszystko, aby wrócić do osiągniętego kiedyś maksimum. Kiedyś koleżanka pokazała mi zdjęcie z jednego wyjazdu integracyjnego z początków studiów (moje maximum), mówiąc, że teraz, kiedy schudłam, może mi je pokazać. Wiedziałam, że miałam nadmierne kilogramy, ale nie miałam pojęcia, że aż tak żle to wygląda. Każdy z nas ma swoje zaburzenia na poziomie poznawczym.

Ruch fizyczny to 20% sukcesu, a 80% to właściwe jedzenie.

PRACA ZAWODOWA

Po studiach zaczęłam pracę w korporacji. Nienormowane godziny pracy, wyjazdy służbowe, kolacje, lunche w firmowym barze, i mimo posiadania karty MultiSport, kilogramy znów zaczęły przybywać. Na tym etapie razem z chłopakiem wybrałam się do dietetyka. Chciałam zapanować nad wagą i zrozumieć problem. Niestety, zostałam potraktowana szablonowo. Kartka z segregatora z rozpiską – dla mnie 1200 kcal, a dla chłopaka (190 cm, 120 kg) ta sama kartka na 1500 kcal (mniej więcej różniła się o 1 kromkę chleba i 1 ziemniaka), reszta bez zmian. Próbowałam też gotować! Efekt był, ale było to bardzo męczące. Zakupy, wieczorne gotowanie każdego dnia, pudełka, itd. Marzyłam, aby ktoś to za mnie zrobił.
Po urodzeniu pierwszego dziecka wiedziałam, że do korporacji już nie wrócę. Chciałam robić coś, co da mi satysfakcję i sama będę decydowała kiedy i jak pracuję. Zdrowe jedzenie i diety zawsze mnie interesowały, a doświadczenie empiryczne też już miałam.

CATERING DIETETYCZNY

Pojawił się pomysł cateringu dietetycznego ( http://cateringidealny.pl )

Strona dietetyczna była już znana. Pracowałam w zespole z koleżanką po Uniwersytecie Medycznym. Fantastyczna osoba, mój mentor, ale zawsze mnie interesowało, dlaczego nasi klienci, jak są na diecie mają efekty, a po zakończonym procesie, ich problemy wracają. Zaczęłam się interesować stroną ‘miękką’ tego procesu. Psychika, emocje, przekonania. Jednym słowem – psychodietetyka, która mnie pasjonuje do dziś. I jak to mówi moja Pani prof. Kozłowska-Wojciechowska:

“Otyłość zaczyna się w głowie, choć widać ją na tyłku”

W ciągu 8 lat łącznie przytyłam i schudłam 150 kg. Do wagi sprzed ciąży wróciłam bez diety i katorżniczych
wiczeń, a urodziłam trójkę dzieci.

od 4 lat z przyjemnością i bez wyrzutów sumienia utrzymuję stała wagę i czuję się doskonale we własnym ciele, najlepiej w życiu-im starsza, tym bardziej świadoma siebie.

TO JEST MOŻLIWE

Może znajomo zabrzmi dla Ciebie „zjadanie problemów” lub „ściśnięty żołądek” w stresie? To też przerabiałam.
Być może walczysz z jeszcze innymi myślami lub dręczą Cię przekonania, których nie potrafisz rozpoznać. To wszystko może blokować Ciebie i Twoje ciało. Ta mieszanka myśli, negatywnych emocji czy przekonań uniemożliwia, by Twoje ciało było zgrabne i zdrowe. To, o czym i jak myślisz wpływa na to, jakie emocje i z jakim natężeniem odczuwasz, co wpływa na określony stan fizyczny Twojego organizmu.

Nie jesteśmy tu za karę. Ty też nie musisz cierpieć katuszy, aby wreszcie mieć sylwetkę, o jakiej marzysz.
Moje przesłanie brzmi: przestań się odchudzać!

Jeśli moja historia przypomina choć trochę Twoją, jeśli masz już dość ciągłych diet, znienawidzonych ćwiczeń i w kółko powracających kg, jeśli chcesz z tym raz na zawsze skończyć i być już Zawsze Zgrabna – właśnie z myślą o Tobie przygotowałam ten kurs, aby zaoszczędzić Ci czasu i frustracji. Kliknij na poniższy link i sprawdź, czy rzeczywiście jest dla Ciebie

👉 http://www.zawszezgrabna.pl/zgrabnykurs/